niedziela, 31 marca 2013

11.


Czy wierzysz w magię?
Takie pytanie zadał mi kiedyś nieznajomy mężczyzna, gdy siedziałam w parku na ławce i próbowałam odpocząć od całego zgiełku wioski, i bałaganu jakim było moje życie. Stanął obok mnie, wpatrzony w ten sam widok, co ja. Na początku nie zareagowałam, udając, że nie słyszę tak dziwnego pytania, jednak im dłużej milczał, tym intensywniej moje myśli krążyły wokół tego. Czy wierzę w magię? Oczywiście, że nie. Tylko dzieci w nią wierzą.
-Oczywiście, że nie. Tylko dzieci w nią wierzą. - Powiedziałam na głos to co myślałam, nie odrywając wzroku od spadających liści, które kołysał wiatr. Wtedy mężczyzna pochylił się nade mną tak, że mogłam patrzeć tylko na niego. Nie potrafiłabym go opisać, ponieważ cała moja uwaga skupiła się na jego oczach. Tak smutnych i głębokich, wydawało mi się, że tonę w rozpaczy i rozczarowaniu, jakie nim zawładnęło. Żal do idei jakie wyznał zdawał się wypasywać na jego twarzy. Odwróciłam wzrok. Próbowałam skupić się na czymś innym, kręcąc z zażenowania głową. - Magia nie istnieje  to rzeczywistość, a nie jakaś cudowna kraina wyobraźni.
-Żyjemy, kochamy, przebaczamy i nigdy się nie poddajemy. Kiedyś doświadczysz magii na własnej skórze. Wtedy przypomnisz sobie tą chwilę i zrozumiesz wszystko. - Odpowiedział.
Zaśmiałam się, chciałam go wyśmiać lecz gdy uniosłam ponownie wzrok, mężczyzny nigdzie nie było.
Rozejrzałam się wokoło zdezorientowana. Nieznajomy magicznie zniknął. Wtedy się nad tym nie zastanawiałam, po prostu zapomniałam.

Owinięta w lekki szlafrok, z kubkiem parującej herbaty w ręce, usiadłam w głębokim fotelu, wpatrując się w jego uśpioną postać. Podkuliłam nogi, kładąc kubek na kolanach i otaczając go lodowatymi dłońmi. Było mi zimno, tak przeraźliwie, jak gdyby chłostał mnie zimowy wiatr. Jednocześnie od środka zalewała mnie fala nieprzyjemnego ciepła, które przetaczało się raz za razem przez moje ciało. Z westchnieniem, oparłam głowę o oparcie fotela, leniwie zamykając oczy. Myśli chaotycznie mieszały się w mojej głowie tak, że nie mogłam uchwycić ani jednej.
Zmęczenie zalewało moje całe ciało, zwiotczając je i niemalże stapiając z fotelem. Wtedy uchwyciłam ten niewyraźny urywek wspomnień. Skąd i dlaczego przypomniałam sobie o nim w tym momencie? Zmusiłam się do otworzenia oczu.
-Żyjemy, kochamy, przebaczamy i nigdy się nie poddajemy. Dlaczego z tych wszystkich rzeczy potrafisz się tylko nie nie poddawać? Dlaczego nie potrafisz kochać, przebaczać, żyć? Skupić się na czymś innym niż zemsta? - Słowa wypływały z moich ust jednak z każdym kolejnym robiłam się coraz bardziej ociężała, wiedziałam, że zamierza mnie zaraz opuścić. Mimo to, ze wszystkich sił starałam się skupić na tym, aby nie zasnąć. Aby dosięgła mnie jego odpowiedz. Na wpół przytomna z niemalże zamkniętymi oczyma, patrzyłam jak szybko wstaje, ubiera się i podchodzi do mnie. Wyjął z mych wiotkich dłoni kubek i odstawił go na podłogę. Wsunął dłonie pod moje pachy i uniósł mnie jak małe dziecko. Ułożył głowę w zagłębieniu swojej szyi, uda opierając na biodrach i podtrzymując je rękoma. Chyba ostatni raz ktoś trzymał mnie w ten sposób gdy miałam 6 lat i razem z ojcem, wracaliśmy ze szpitala. Tak, pamiętam to. Wróciłam wtedy z ogrodu, gdzie nazbierałam mamie piękny bukiet kolorowych kwiatów. Tak bardzo się cieszyłam, bo wiedziałam, że sprawi jej to dużą radość. Wbiegłam do kuchni, a wiązanka wypadła z moich rąk, tworząc na podłodze kolorowy dywan, mama leżała w rosnącej kałuży krwi...
-Ponieważ taką drogę obrałem słoneczko. - Szepnął mi do ucha, siadając ze mną na skraju łóżka. Przytulił mnie mocno, zanurzając palce we włosach i przeczesując je powolnymi, usypiającymi ruchami. - Gdybym był kimś innym, był gdzie indziej nigdy nie moglibyśmy być ze sobą tak jak teraz, w miejscu takim jak to. Bylibyśmy kimś zupełnie innym.
Jego głos odpędził wspomnienia, naprowadził mnie na trzeźwy tor myśli.
-Dlaczego nie potrafisz kochać? - Spytałam.
-Każda miłość jest inna. Ty kochasz na swój sposób, a ja na swój. Dlatego nie zrozumiesz nigdy mojej miłości, nawet gdybym ci o tym opowiedział. Może tylko ci się wydaje, że nie umiem kochać? Może moją miłość mylisz z jakimś innym uczuciem?
-Dlaczego w takim razie... - słowa uciekały z moich myśli, a powieki ciążyły coraz bardziej i bardziej. Zupełnie tak, jakby ktoś powoli zszywał mi je niewidzialnymi nićmi. Co takiego właściwie chciałam powiedzieć? - ...dlaczego mi tego nie wytłumaczysz? Daj mi spróbować zrozumieć.
Zaśmiał się cicho, gardłowo. Nie był to szczęśliwy śmiech ani złośliwy, nie śmiał się również ze mnie. Wydawało mi się wtedy, że tym krótkim śmiechem próbował zatuszować coś, czego jeszcze wtedy nie chciał mi pokazać.
-Dlaczego tak nagle cię to zainteresowało? - Odsunął mnie delikatnie od siebie i pocałował w czoło, a potem położył na łóżku, okrywając szczelnie pościelom. - Co kochanie, dlaczego? - Drążył temat przesuwając nosem po moim uchu.
-Przypomniałam sobie o czymś i tak jakoś słowa zdążyły paść, zanim się nad nimi zastanowiłam.
Nie odpowiedział, chociaż wiedział jak bardzo czekałam na jego odpowiedz. Pocałował mnie ostatni raz po czym odszedł, pozostawiając po sobie uczucie pustki i samotność.

Gdy się zbudziłam, promienie słońca przedostawały się przez szczeliny w ciężkich, zsuniętych kotarach do pokoju, rozpraszając miejscami ciemność jaka w nim panowała  Wstałam szybko z łóżka i rozsunęłam tkaniny, oślepiając się jednocześnie. Upadłam na kolana zakrywając rękoma oczy. Gdy odzyskałam wzrok szybko rozejrzałam się po komacie. Nigdzie go nie było. Zniknął.
Gdy zaczynało to do mnie docierać, cisza jaka panowała wokół, powoli zaczęła dzwonić mi w uszach, przytłaczać ze wszystkich stron. Wtedy z moich ust wyrwał się cichy jęk rozpaczy, a zaraz za nim popłynęły łzy. Płakałam dłońmi zakrywając oczy, szlochałam nie, krzyczałam, aby wyrzucić z siebie ból, który nagromadził się w mojej klatce piersiowej. Wtedy po raz pierwszy od wielu lat, pozwoliłam sobie na to, aby płakać jak małe dziecko.
Bo poczułam się opuszczona, mimo iż obiecał, że nigdy mnie nie zostawi. Powtarzał, że nie pozwoli aby stała mi się jakaś krzywda, abym płakała. Jak zwykle wszystkie te słowa okazały się podłym kłamstwem. Demoniczny książę częściej doprowadzał do tego, że płakałam, niżby ocierał mi łzy. Sprawił, że przywiązałam się do niego, zapragnęłam go, łaknęłam jego towarzystwa jak alkoholik alkoholu, nawet gdy stwierdzałam, że go nienawidzę i gardzę nim z całych sił. Stało się tak, że cierpiałam z powodu nieodwzajemnionej miłości i jego niezrozumiałych dla mnie intencji, z którymi przychodził tutaj. Zniszczył mnie i zaczął budować od nowa. Zupełnie tak, jak obiecał.